Bez żadnego stresu obchodziłam te święta po mojemu. W wigilię na przykład siedziałam sobie przy kominku , skubiąc soczewicowy pasztet i czytając znakomitą książkę. I było mi tak cholernie dobrze. Dużo gotowałam przez te dni. Ale nie z musu tylko z uśmiechem na twarzy. I też po to żeby pokazać rodzicom jak smacznie "tradycyjne" świąteczne potrawy prezentują się w wersji cruelty-free.
Babcia która przyjechała pierwszego dnia świąt , oznajmiła że moje jedzenie jest nawet smaczniejsze, poprosiła o przepisy i zapakowanie po trochu każdej potrawy żeby mogła je zabrać do domu. No i kto by pomyślał? Babcia oczarowana wegańskim żarciem? To jest dopiero powód do uśmiechu.
Tak więc moja wielka świąteczna wyżerka składała się z :
-Łazanek
-Dużego gara bigosu
-2 rodzajów pasztetów
-Sałatki jarzynowej z sojanezem
-Błyskawicznej szarlotki jaglanej
-Domowego chlebka na zakwasie
-Dużej ilości pieczonych buraczków i innych warzyw
-Tofu po grecku
-Różnych smarowideł do chleba : smalcu z fasoli , pasty bezrybnej , pasty bezjajecznej i hummusu
Wszystko zniknęło tak błyskawicznie , a ja nadal mam ochotę na bigos.
No nic , chyba pójdę siekać kapustę.