środa, 6 maja 2015

Początek zmian.


Coś dawno mnie tu nie było. Po części dlatego że staram się coraz rzadziej korzystać z komputera. Po części dlatego że prawie wcale już nie gotuję.
Zauważyłam że potrzebuję prostoty. Miałam dosyć sterczenia nad garnkiem i mieszania. Przestało mi to sprawiać frajdę. Tym bardziej teraz kiedy dni zaczynają się robić takie piękne że aż szkoda siedzieć w domu.
Odkryłam że najprostsze jedzenie jest najlepsze. Owoce , warzywa , orzechy , kasze.
Głównie jadę na surowym jedzeniu , dorzucając do tego quinoę , ryż , pieczone ziemniaczki czy bataty. Ograniczyłam ilość przypraw i soli , po prostu uznałam że nie pozwalają mi się cieszyć naturalnym smakiem prawdziwego jedzenia.
Dzień zaczynam od zielonego szejka albo lodów bananowych. Sprawia mi to olbrzymią frajdę , smakuje obłędnie a wewnętrzne dziecko skacze z radości. Wielkie ilości pochłanianych bananów skutkują kopem energii i całkowitym odmienieniem nastroju. Odkrywam też moc jaka drzemie w super żywności - spirulinie , macy , surowym kakao i innych wspaniałościach. Cieszę się z darów natury.
Ta potrzeba prostoty wpłynęła na każdy aspekt mojego życia.
Ograniczyłam kupowanie i wydawanie. (Oprócz oczywiście dobrej jakości foodu.)
Ograniczyłam korzystanie z komputera. (Nadrabiam czytelnicze zaległości.)
Ograniczyłam negatywne emocje. (Może nie do końca ale się staram.)
Zyskałam więcej wolności , więcej czasu , mam więcej energii , czuję się lepiej i życie sprawia mi więcej radości. Uczę się czerpać przyjemność z codziennych drobnostek. Herbata , rower , książki , owoce , rysowanie. Powoli też zaczynam wracać do biegania i do jogi , znowu zaczyna mi to sprawiać frajdę. I odkryłam że lubię grzebać w ziemi. Nagle obudził się we mnie zmysł ogrodniczy i zaczęłam sadzić. Kiedy ujrzałam pierwsze kiełki mojego własnego szpinaku , poczułam mega przypływ optymizmu i małe poczucie pojednania z naturą.
Jak to napisała Pepsi Eliot na swoim blogu: "W pewnym momencie swojego życia, przy czym odradzam czekanie na chorobę, przychodzi moment, że chcesz się uprościć. Że o ile dotychczas wszystko komplikowałeś ile się da, to nagle chcesz prostoty."
I właśnie u mnie taki moment nadszedł.
Chcę prostego , prawdziwego jedzenia.
Chcę prostego , prawdziwego życia.
Chcę prostych , prawdziwych emocji. 
Skomplikowane sprawy są nie dla mnie , już to wiem. Dlatego daję spokój , odpuszczam. 
Zaczynam ćwiczyć uważność , niczym buddyjski mnich usiłując koncentrować się tylko i wyłącznie na chwili obecnej , przestać zadręczać się problemami przeszłości i tym co będzie. 
"Uważność to zwracanie uwagi na chwilę obecną w sposób świadomy i neutralny. To nie skupianie się na myśleniu o przeszłości , przyszłości czy różnego rodzaju mrzonkach." jak pisał David Michie w "Kocie Dalajlamy". Czysta Obecność. Czy to nie wspaniałe? 
Oczywiście ciężko będzie oczyścić umysł i PAMIĘTAĆ o tym żeby sobie za przeproszeniem nie dopierdalać , ale wierzę że trening czyni mistrza.  
Przez jakiś czas mój statek mocno zbaczał z kursu ale teraz czuję że obrał może nie ten docelowy ale na pewno ten bardziej wartościowy tor. Teraz moim zadaniem jest po prostu trzymać pewnie ster i podążać w tym kierunku. 
Co do bloga - blog zostaje. Od czasu do czasu pewnie wrzucę jakiś post , kierując się bardziej w stronę lajfstajlu , samorozwoju , korzystaniu z dobrodziejstw naturalnego pożywienia itepe. 
Tymczasem pozdrawiam wszechbraci znad miski bananowych lodów które robią mój dzień. 
Pis end lof! (bez podtekstów politycznych) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz